poniedziałek, 9 kwietnia 2018

Chemia, która gładzi grzechy świata | Kongres futurologiczny, Stanisław Lem


Iljon Tichy znany jest przede wszystkim jako bohater i narrator Dzienników gwiazdowych, ale tym razem przyjechał do Costaricany na Ósmy Światowy Kongres Futurologiczny. Któż by się mógł spodziewać, że ta spokojna impreza doprowadzi w końcu do prawdziwie futurystycznej przygody? Na pewno nie Iljon, chociaż rozsądek podpowiadał, że skoro Costaricana jest targana konfliktem wewnętrznym, to grupa bądź co bądź futurologów  mogła dojść do wniosku, że prędzej czy później miejsce obrad może stać się ofiarą ataku zbrojnego.

Po ataku na hotel Tichy przenosi się do miejsca, które udowadnia, że utopia to nie jedynie wymysł marzycieli. Społeczeństwo przyszłości, w którym każdy może robić, co mu się podoba, nie ma przeludnienia, wojen, a dowolny stan umysłowy można zaserwować przez środki chemiczne to globalna codzienność. Halucynacje każdego rodzaju dostępne są w sklepie za rogiem; ponadto literatura w lizakach, do wyboru, do koloru. Lem atakuje krzykliwością niczym reklamy na billboardach, ale pod powłoką tego wszystkiego kryje się drugie, bardzo mroczne dno. Autor w tej krótkiej nowelce rozważa prawdę, którą nie zawsze warto poznać i problem życia w innym świecie, w tym przypadku narkotycznym, ale warto zamienić go na obecny w naszej rzeczywistości wymiar wirtualny - i mamy dość pesymistyczny widok. Na szczęście książka została zaopatrzona w dużą dawkę poczucia humoru, dzięki czemu jest dosyć lekka i zabawna.

Ponadto w książce świetnie została wykreowana wielopoziomowa rzeczywistość, nic nie jest oczywiste, a momentami nastrój jest tak psychodeliczny, że można powątpiewać w realność naszego świata. Jednocześnie nic się ni dłuży podczas czytania, autor buduje bardzo obrazowe opisy przy oszczędnym doborze słów - na 180 stronach dzieje się tyle, że czytelnikowi się wydaje, jakby czytał od co najmniej tygodnia. I oczywiście jak zawsze jestem pod wielkim wrażeniem stylu i lekkości języka Lema, a jaki to język! Kongres to prawdziwy pokaz słowotwórczy i to w najlepszym wydaniu. Uśmiałam się czytając o tych wszystkich śnidłach, krętynach, sakrontalach czy jajkonoszach.

Jeśli kogoś nurtuje pytanie, czy Kongres można czytać bez znajomości Dzienników gwiazdowych, spieszę z odpowiedzią - tak. Nie jest to też bardzo typowa sf, więc osobom nie przepadającym za gatunkiem też polecam. Co ja gadam - każdemu polecam Kongres, to przeinteligentna, zabawna mini-powieść!

8 komentarzy:

  1. *zapisuje* Jeszcze trochę i naprawdę do sięgnięcia po Lema mnie przekonasz ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Akurat do Lema nie trzeba mnie przekonywać - jedynymi problemami są dla mnie: po którą jego książkę sięgnąć w następnej kolejności oraz skąd zdobyć to jedno wydanie, które mi się podoba. Mam dwie książki z tego, które Ty prezentujesz, ale nie zachwycają mnie, to klejenie i marginesy nie sprawdzają się przy grubszych książkach. Od dawna więc zmagam się z pytaniem - czy sprzedać książki już posiadane, i kupić całą kolekcję w starym wydaniu, czy też zbierać kolekcję różnorodną, każda książka z innej parafii? Ot, to są problemy estety!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mi akurat te wydania się podobają, chociaż wolałabym twarde okładki :o ale wiem, o czym mówisz, ja nienawidzę mieć książki różnych wydań, po prostu nie mogę na nie patrzeć xd a niestety często kupuję używane gdzie mam wybór ograniczony :/ snuję plany, że kiedy już będę bogata (xd) to sobie kupię wszystkie serie jakie mam w jednakowych wydaniach

      Usuń
  3. Z Lemem wchodziłam w fantastykę :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytywałam Lema, ale na jakiś czas go odłożyłam. Być może zdecyduję się znów coś jego twórczości przeczytać. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zawsze możesz do książek Lema wrócić :) napisał ich tyle, ze jest w czym wybierać :D

      Usuń