środa, 19 grudnia 2018

Gdzie zaczyna się sen | Puste niebo, Radek Rak

Bardzo rzadko zdarza mi się trafić na książkę, która wzbudziłaby u mnie tak mieszane uczucia. Puste niebo z jednej strony mnie całkowicie zachwyciło, ale jednocześnie bardzo rozczarowało i do dziś nie wiem, co o niej myśleć.
Z pozoru powieść Raka ma prostą, liniową fabułę. Tołpi, prosty dzieciak ze wsi wyławia z Bugu Księżyc i przypadkiem rozbija. Zostaje więc wysłany do Lublina z misją odnalezienia Jana Hespera, który jest jedyną osobą potrafiącą stworzyć nowy księżyc - bez tego przestaną rodzić się dzieci i ludzkość wymrze. Fabuła opiera się na podróży Tołpiego i zdobywaniu kolejnych składników niezbędnych do wytworzenia księżyca. Jednak liniowość powieści jest tylko pozorna, konstrukcją przypomina bardziej sen, który może zaczyna się logicznie, ale z czasem staje się coraz bardziej surrealistyczny, żeby w końcu przekształcić się w koszmar.

Uwagę przykuwa przede wszystkim magiczny Lublin, jego uliczki, zaułki, podziemia. Akcja dzieje się w nieokreślonym czasie mniej więcej w XX wieku, a dodatkowo ma się wrażenie, że działania bohaterów nasilają się wieczorami i nocą. To połączenie nadaje powieści świetny, tajemniczy klimat. Lublin jest miejscem ucieleśniających się zabobonów, baśni i stworzeń z ludowych wierzeń, ma swoje humory i fanaberie, przez co staje się niejako dodatkowym bohaterem. Miasto w powieści ma wiele wymiarów, i bardzo często podczas lektury towarzyszyło mi napięcie i niepewność, bo miejsca stale ulegały deformacjom, co zwykle prowadziło do niebezpiecznych sytuacji.

Zachwycającemu Lublinowi towarzyszy piękny język i lekkość narracji. Bardzo obrazowy i liryczny styl sprawiał, że nie chciało się odkładać książki. Muszę też pochwalić wszelkie sceny erotyczne, o ile na mój gust było ich trochę za dużo (i trochę nieuzasadnionych), to napisane naprawdę z wyczuciem, nie wulgarnie.  Dawno nie czytałam tak ładnie napisanej powieści.

Za to nie mogę darować panu Rakowi bohaterów. Mieli być chyba ludzcy, prości, wyszli puści (tak jak niebo), płytcy, aż czasami groteskowi. Najbardziej odstręczający był Tołpi, wiejska niemota, w dodatku wyjątkowo głupia. Było mi bardzo trudno śledzić jego poczynania, bo jak można wczuć się w postać, która nie wykazuje żadnego logicznego myślenia, nie ma własnego zdania i robi wszystko co mu się każe (jeśli dostaje rozkaz od osoby posiadającej piersi), lub nie robi nic (jeśli prosi go ktoś, kto chce mu pomóc)? Z chęcią będę zapoznawać się z kolejnymi dziełami autora, ale jeśli będzie nadal tworzył tak nieudolnych bohaterów, to raczej szybko zrezygnuję. Może na pocieszenie dodam, że mimo wszystkich wad każda z postaci coś sobą reprezentuje i na ich przykładzie można w różny sposób interpretować tytułową pustkę.

Jak pisałam, Puste niebo było dla mnie pod wieloma względami zaskakującą powieścią i naprawdę warto ją przeczytać. To bardzo nieoczywista fantastyka i takiego rodzaju książek powinno powstawać jak najwięcej. Mimo tego że nie obyło się bez drobnych zgrzytów to wspominam ją dobrze i pewnie jeszcze kiedyś wrócę do tej innej strony Lublina, magicznej, baśniowej i nieokiełznanej.

3 komentarze:

  1. Zdecydowanie nie moja lektura. NIe dość, że nie przepadam za polskimi pisarzami, to w dodatku jak dzieją się one w naszym kraju to już całkiem mnie to odrzuca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem, chociaż to trochę krzywdzące, polska literatura jest naprawdę wartościowa :)

      Usuń
  2. Nie czytam zbyt wiele fantastyki, więc nie wiem, czy się na nią skuszę.

    OdpowiedzUsuń