wtorek, 21 listopada 2017

Bardzo pusty kosmos | Głębia. Skokowiec, Marcin Podlewski

Ostatnio obserwuję rosnące zainteresowanie gatunkiem space opera. Kolejne Gwiezdne Wojny, całkiem dobry serial The Expanse, więc nic dziwnego że w ręce wpadła mi w końcu polska powieść o kosmicznych wojnach (i to niejedna, ale Niebiańskie pastwiska czytałam już jakiś czas temu). Skokowiec to pierwsza część czterotomowego cyklu Głębia wydawanego przez Fabrykę Słów.

Wszystko zaczyna się w pozostałościach naszej galaktyki, która w zamierzchłej przeszłości została zniszczona przez szereg wojen między maszynami, ludzkością i obcymi. Podróże międzygwiezdne są możliwe dzięki skokom głębinowym - przemieszczanie się przez Głębię jest szybkie, ale niebezpieczne; przy nieprawidłowościach podczas skoku może dojść do chorób w załodze a nawet przemienienia całego statku w strukturę widmową.

Na początku poznajemy Myrtona Grunwalda, kapitana skokowca "Czarna Wstęga" oraz jego załogę złożoną z całkowicie odmiennych indywidualności. Pan Grunwald utrzymuje się z nie do końca legalnych transakcji i przemytu, ale podczas jednej z akcji zostaje wplątany w bardzo poważną w skutkach aferę. Biorą w niej udział przedstawiciele Zjednoczenia zrzeszającego potęgi polityczne różnych światów oraz reprezentanci granicznego księstwa.

Kosmos Podlewskiego jest bardzo pusty. W przeciwieństwie do innych space oper świat Głębi mimo kolonizacji nie jest zbiorem zatłoczonych planet z mnóstwem różnych ras. Co prawda poza podzielonymi ludźmi mamy dwie frakcje - Stripsów, wyznających absolutną cyborgizację oraz Elohim, wierzących w powrót obcych. Obie te grupy są dosyć dobrze zarysowane mimo że zajmują niewiele miejsca w powieści, ale w fabule widzimy je zaledwie "kątem oka" - autor ujawnia bardzo mało informacji na ich temat. Poza tym bohaterowie przemieszczają się ciasnymi statkami w pustce, a opisywane nieliczne planety są szare i biedne. W książce jest dużo wątków, które bardzo mnie zaciekawiły, ale niestety nie były rozwinięte, na przykład dostosowanie ludzi do warunków kolonizowanych planet zamiast ich terraformowania. Szalenie fascynujące. Pamięć o Ziemi zanikła, podobnie jak informacje o wojnach i źródłach techniki, co działa jak wygodna wymówka dla zakrycia luk w świecie przedstawionym - nie wiemy, jak coś działa i raczej się nie dowiemy, bo technologia zginęła wraz z naszą rodzimą planetą. Warto też wspomnieć o Strumieniu, czyli sieci danych, do której podpinają się ludzie bezpośrednio przez wszczepy w ciele, który pachnie mi Gibsonem i jego Trylogią Ciągu.

Mam bardzo mieszane uczucia w stosunku do postaci. Jak na tak obszerną książkę nie ma ich wielu, dzięki czemu mamy czas w miarę dobrze każdego poznać. Mamy więc przedstawicieli różnych frakcji, załogi statków i mieszkańców planet, których historie są nam przedstawiane. I tu pojawia się problem - mimo że bohaterowie są zróżnicowani pod względem fizycznym i każdy ma swoją odrębną historię, to ich charaktery są prawie takie same! Pan Podlewski stworzył kilka osobowości, którymi obdarzył postacie, np. komputerowców-hakerów stale wpiętych w komputer czy drapieżnych kapitanów, oczywiście każdy z mroczną tajemnicą i manią wyższości. Tak naprawdę chyba nikogo specjalnie nie polubiłam i przez dłuższy czas niektórzy mi się ze sobą mylili.

tył okładki
Kolejny poważny zarzut wobec Głębi to nagminne hamowanie akcji. Mamy scenę, w której pojawia się jakaś specyficzna postać lub lokacja i nagle przez kilka stron mamy jej rozbudowany opis. Tak się nie robi. Poza tym sama książka bardzo powoli się rozkręca, pierwsze 200 stron czytało mi się ciężko, akcja przyspiesza dopiero w drugiej połowie.

To może jeszcze jeden plus, który może nie jest bardzo istotny dla fabuły, ale dla mnie takie smaczki są na wagę złota - mnóstwo nawiązań popkulturowych, od historii poprzez klasykę gatunku książkowego aż po muzykę. Dzięki tym fragmentom uśmiech często gościł na mojej okrągłej buzi :)

Wszystko to można oczywiście usprawiedliwić tym, że Skokowiec to pierwsza z czterech części i stanowi wstęp do całej opowieści. Dlatego dałam Głębi szansę,  tym bardziej że książka ma potencjał i liczę na t, że autor rozwinie go później. Czy polecam Głębię? Chyba tak, ale trzeba się liczyć, że te 700 stron nie jest skończoną opowieścią i zawsze jest ryzyko, że dalsze części będą gorsze. Ale myślę, że nie będą :)

opis na stronie wydawnictwa

4 komentarze:

  1. To na pewno książka nie dla mnie, ale wiem komu ją polecić. Chłopak uwielbia takie klimaty, myślę, że byłby zadowolony z lektury :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jeśli lubi sci-fi to tak :) niestety takie książki trzeba po prostu lubić bo to typowa fantastyka

      Usuń
  2. To hamowanie akcji i fakt,że książka powoli się rozkręca trochę mnie zniechęcają :) Może kiedyś sięgnę po nią, żeby wyrobić sobie na jej temat własne zdanie. Ale jeszcze chyba nie teraz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. może recenzje kolejnych części rozwieją wątpliwości :) to w końcu 4 części więc trzeba dobrego przemyślenia sprawy

      Usuń